19 grudnia 2020

PRAWDZIWA OPOWIEŚĆ WIGILIJNA

 

Sharifa ma 11 lat, jej rodzice umarli dawno temu, jeszcze nie tak dawno była wychowywana przez babcię. Pomimo życia w skrajnym ubóstwie babcia dawała jej poczucie bezpieczeństwa i tak ważnej więzi jaką jest posiadanie rodziny.

 

* * * * *

 

Kiedy podjęłam decyzję o napisaniu tej historii – mówi Iwona Kreczmańska, która kilka dni temu wróciła z podróży po Tanzanii – pomyślałam o bajce Christiana Andersena „Dziewczynka z zapałkami”. Co łączy te dwie opowieści? Obie historie są o biednej dziewczynce, obie mają miejsce w okresie Świąt Bożego Narodzenia i w obu przypadkach postać babci była symbolem szczęścia i dobrych czasów. Jest jedna zasadnicza różnica… – historia Sharify jest prawdziwa.

 

* * * * *

 

Ciepły grudniowy wieczór w buszu afrykańskim. To ostatni dzień mojego pobytu w wiosce Kolanga. Czas powiedzieć do widzenia i wracać do domu, do Polski. Tam czeka moja rodzina, za chwilę Święta Bożego Narodzenia. Następnego dnia mam samolot powrotny, a do lotniska jeszcze daleka droga – prawie 300 km. Wiem, że jeszcze wielu rzeczy nie zrobiłam, że mam mnóstwo powodów, dla których powinnam tu zostać, ale wiem też, że przyszedł czas kiedy trzeba wracać i nie jestem w stanie tego zmienić.

 

Jest późne popołudnie, kiedy w drodze do buszu mijam 11 letnią dziewczynkę o imieniu Sharifa. Dziewczynka wraca ze szkoły do domu, ale to daleka droga. Zazwyczaj zajmuje jej 1,5 – 2 godziny. Wiem, że jej babcia musiała ją opuścić z powodu złej kondycji zdrowotnej. Wiem również, że pojawiły się dwie dziewczynki (8 i 4 latka), które zamieszkują z Sharifą. Nie wiem jeszcze kim są i dlaczego razem mieszkają. Nie mam wiedzy kto się obecnie zajmuje dziewczynkami, ale chcę to sprawdzić, gdyż Sharifa jest objęta programem adopcji serca. Niestety zabrakło mi czasu w poprzednich dniach, aby to sprawdzić. Wiedziałam również, że jeśli tego nie zrobię „tu i teraz” to będę tego żałować.

 

Mam świadomość, że nie wolno mi tej sytuacji zlekceważyć, Afryka już nie raz pokazała mi swoje oblicze. Nie chcę czekać, aż będzie za późno. To zmobilizowało  mnie do działania. Zatrzymałam samochód i zabrałam Sharifę. Poprosiłam, żeby na mnie poczekała. Wiedziałam, że to jedyna możliwość, żebym ją odwiedziła. Czas w buszu biegnie bardzo szybko, jest wiele rzeczy do zrobienia. Wiedziałam, że jak wpadnę w wir pracy to zastanie mnie noc… ale jeśli Sharifa będzie na mnie czekała to na pewno ją odwiedzę, w innym wypadku mogę zapomnieć.

 

Po kilku godzinach zaczął zapadać zmrok. To był znak, żeby się pożegnać i jechać z Sharifą do domu. Moje przeczucia i niepokój o los dziewczynki okazały się zasadne. Trudno mi było uwierzyć w to co zobaczyłam na miejscu. Podjechaliśmy pod dość pokaźny dom (pustostan) w stanie surowym. Tam nie ma prądu ani dostępu do wody, kanalizacji. Wszędzie ciemno. Sharifa podeszła do otworu drzwiowego zasłoniętego blachą falistą. Sprawnie chwyciła w swoje małe dłonie blachę pełniącą funkcję drzwi i przesunęła ją aby mieś szparę, przez którą wszyscy po chwili wcisnęliśmy się do środka. Wewnątrz było ciemno, ale mieliśmy telefony, które pozwoliły nam na odrobinę widoczności. W jednym z pomieszczeń znaleźliśmy dwie dziewczynki, obudziły się właśnie. Jak na afrykańskie warunki pokój wyglądał dość dobrze, przerażał jednak mroczny klimat pustostanu, który zamieszkują dzieci. Okazało się, że dziewczynki mieszkają same i nikt się nimi nie interesuje, nikt im nie pomaga… Nie mogłam uwierzyć.

 

Dowiedziałam się, że Sharifa wyrusza do szkoły o 6 rano, bo tego wymaga odległość jaką ma do pokonania. Wcześniej jednak musi wyprawić do szkoły Johari – swoją 8 letnią siostrzenicę, oraz odprowadzić do sąsiadów Shamili – 4 letnią dziewczynkę. Te młodsze dziewczynki to dzieci zmarłej niedawno starszej siostry Sharify. Nie mogę uwierzyć w to, z czym się zderzyłam. Zadaję mnóstwo pytań i przy każdym kolejnym jestem w coraz większym szoku. Jedno czego byłam pewna to fakt, że 11 letnia Sharifa nie powinna być jedyną opiekunką dziewczynek.

 

W rogu domu pali się małe ognisko, które służy do przygotowania posiłku dla dziewczynek. Ognisko zostało rozpalone przez dziewczynki, to przecież niewyobrażalne w naszych realiach. Za gotowanie, zorganizowanie żywności, opierunek, edukację i wszystkie inne obowiązki jakie zazwyczaj spoczywają na rodzicach, tu w pustostanie, jest odpowiedzialne 11 letnie dziecko.

 

Wiedziałam, że rano nie pojadę na lotnisko, że muszę bladym świtem tu wrócić, udokumentować i zobaczyć wszystko za dnia, kupić dzieciom buty, ubranie, jedzenie. Nie wiedziałam jednak co robić? Nie byłam gotowa na zderzenie się z tak odrealnioną sytuacją. W głowie kłębiło mi się mnóstwo pytań… Kto może zająć się dziewczynkami? Jak znaleźć im opiekę? Gdzie szukać pomocy?

 

Wróciłam do hotelu i zadzwoniłam do polskiego misjonarza ks. Marka Gizickiego, u którego Fundacja Dzieci Afryki będzie wkrótce wiercić kolejną studnię. W ciągu kilku minut dostałam od niego kontakt do polskiej misjonarki s. Rut Ciesielskiej ze Zgromadzenia Sióstr Dobrych Samarytanek, która prowadzi sierociniec w niedalekiej odległości od Musoma, ale to aż 900 km od wioski, w której mieszka Sharifa. Misjonarka obecnie opieką otoczona 6 dzieci. Ale to dopiero początek działalności sierocińca, docelowo będzie mógł przyjąć 60 dzieci. Jeszcze nie ma w nim łóżek, mebli itp. Siostra ma również problem z zakupem żywności, brak jej na to środków.

 

Po wymianie kilku zdań usłyszałam najwspanialszą z możliwych odpowiedzi: „Proszę przywieźć dziewczynki, wszyscy czekamy na nie z ogromną niecierpliwością, zarówno ja jak i nasze dzieci nie możemy się doczekać ich przyjazdu. I proszę się nie martwić, jakoś sobie poradzimy, jeśli Pani nie da rady nam pomóc”.

 

Trudno mi było w to uwierzyć… Teoretycznie jako osoba nie mająca zbyt wielu kontaktów i powiązań w Tanzanii nie miałam szans na rozwiązanie problemu. W praktyce zorganizowałam wszystko w ciągu jednego wieczoru, w sumie w ciągu godziny. To naprawdę niewiarygodny splot wydarzeń i z pewnością jeden z najpiękniejszych tegorocznych cudów Bożego Narodzenia – dla trzech dziewczynek z tanzańskiego buszu, na pewno!

 

Dla 11 letniej Sharify, 8 letniej Johari i 4 letniej Shamili data naszego spotkania tj. 7 grudnia 2020 r. głęboko zapisze się w pamięci i będzie to jeden z najważniejszych i najpiękniejszych dni w ich życiu, które do tej pory było niesłychanie trudne, wymagające i niesprawiedliwe.

Dzięki uprzejmości ks. Marka, który na cztery dni (21-24.12.) wynajmie Fundacji Dzieci Afryki samochód z kierowcą, 23 grudnia dziewczynki rozpoczną dwudniową podróż do nowego domu, domu który stworzy im polska misjonarka s. Rut. Wigilia 2020 roku będzie pierwszym dniem ich pobytu w Bukanga, a tegoroczne Boże Narodzenie tak bardzo szczególne i wyjątkowe, bowiem otworzy przed dziewczynkami nowy rozdział w ich życiu, rozdział w którym będzie miejsce na szczęśliwe dzieciństwo w Centrum Dobrego Samarytanina, edukację w prywatnej szkole katolickiej oraz stałą opiekę medyczną i godne życie.

 

* * * * *

 

W listopadzie Fundacja Dzieci Afryki zakończyła współpracę z tanzańskim sierocińcem w Mgolole, który w pełni stał się niezależny. Naturalnym zatem wydaje się zainicjowanie, w jego miejsce, współpracę z sierocińcem w Bukanga, do wspierania którego gorąco zachęcamy!

 

Tak, pomagam:

 

FUNDACJA DZIECI AFRYKI
al. Zjednoczenia 13, 01-829 Warszawa
09 1140 2004 0000 3902 8070 7963
darowizna T1 – sierociniec w Bukanga

 

 

 

FUNDACJA DZIECI AFRYKI

al. Zjednoczenia 13

01-829 Warszawa

 

tel. 22-381-27-74, 601-319-878

 

rachunek w mBank:
04 1140 2004 0000 3302 8070 6407

09 1140 2004 0000 3902 8070 7963

kod SWIFT: BREXPLPWMBK